ďťż
|
|||||||||
Witamy |
Kiedy te zaręczyny...ile jeszcze mam czekać :(
chiante - 2008-09-29 13:29 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( Dziewczyny, staż związku nie ma nic do rzeczy! Znam wiele par, które przed ślubem były ze sobą lata, pobrali się i rozwiedli jeszcze szybciej. Znam i takie pary, które pobrały się po kilku miesiącach! Pobrały, nie zaręczyły i obchodzą już kolejną rocznicę ślubu i zgodnie twierdzą, że z każdym dniem kochają się coraz bardziej. Znam też i takie osobliwości, którzy są ze sobą po 5, nawet 10 lat i owszem, dziewczyny chcą wyjść za mąż, marzą o ślubie, ich mężczyźni im przytakują, ale nie robią nic. To przykre... Ostatnio zapytałam się mojego TŻ jak to jest, dlaczego do tej pory ci faceci się nie oświadczyli. Odpowiedział mi prosto z mostu: albo nie chcą - bo tak jest im łatwiej i przyjemniej, mogą odejść kiedy im się podoba bez zbędnych cerygieli, albo się boją. Odpowiedzialności, tego, że to na całe życie itp. Najlepszym wyjściem jest szczera rozmowa z drugą osobą :-) A tak nawiasem mówiąc to coś mi się zdaje, że mój Miły planuje COŚ na moje urodziny :D chilanes - 2008-09-29 16:02 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( to kiedy te urodziny chiante? ;) Bo moje 5 listopada i tez planuje COŚ :D chiante - 2008-09-29 16:59 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( Ej nie mów! Ja mam urodziny dokładnie 5 listopada! hehe :D Z tym, że mój przyleci do Polski dopiero 8 :( Wczoraj mnie wypytywał o różne dziwne rzeczy, troszkę ciągnęłam go za język i... powiedział, że zrozumiem wszystko niedługo :D Więc maglowałam go i maglowałam, wyznał tylko, że chce porozmawiać z moimi rodzicami... Ze swoimi już o ślubie rozmawiał i powiedzieli mu, żeby zrobił to, co każdy mężczyzna powinien :D Musiałam im się bardzo spodobać, ma się ten urok ;) Także czekam do 8 listopada... Niech ten czas płynie szybciej... :D chilanes - 2008-09-30 10:05 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( No to kochana robimy imprezkę ;) kto wie, może nie tylko urodzinki będziemy świętowały :D Mój mi zapowiadał wielką niespodziankę już kilka miesięcy temu (wredota! tak mnie męczyć) :) i ostatnio, jak zaczęłam pytać o co chodzi z niespodzianką, to się śmiał ze mnie, że jak 7 miesięcy wytrzymałam,to i ten miesiąc wytrzymam :D chiante - 2008-09-30 13:06 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( Hihihi, dam Cię do przyjaciół, na pw zdamy sobie relacje :D Paati89 - 2008-09-30 13:19 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( Zaręczyny:rolleyes: jedna z piękniejszych chwil w życiu-niestety to mnie jeszcze nie dotyczy.. Nie chodzi o to,że mi się w jakiś sposob spieszy... no ale jednak gdyby Tż się oświadczył to jakoś tak no nie wiem,dał by mi do zrozumienia że nie rzuca słow na wiatr.. że nie tylko mówi że chciałby być ze mną do końca życia ale i to uczyni... Kiedyś rozmiawiałam o tym z Tżtem no ale on uważa że jest dobrze tak jak jest... no cóż kobiety chyba mają inny tok rozumowania :P chilanes - 2008-09-30 14:08 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( ojjj mamy, mamy, oni myślą, my czujemy ;) Paati89 - 2008-09-30 16:58 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( Właśnie :P kruszynka1985 - 2008-10-01 13:30 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( Cytat: Napisane przez Saga86 (Wiadomość 9125848) Jestem z chłopakiem już 2 lata i 4 miesiące... No i tak...wiadomo, że on chce abym została jego żoną...ale do zaręczyn mu się nie śpieszy...A mnie już ręce opadają...tak strasznie nie mogę się doczekać, że chyba się nie doczekam :(:( Teraz szukamy pracy...i mam nadzieję, że on wpadnie na pomysł aby coś z tym zrobić...teraz odczuwam, że w ogóle o zaręczynach nie myśli...bo szuka pracy i ma inne sprawy na głowie...Ale przecież zawsze będą te inne sprawy... :eek:i zaręczyny można tak odkładać jeszcze długo :rolleyes:... :( Już kiedyś podpytywałam o zaręczyny to mówił, że mamy jeszcze szkołę, że teraz on jest tym zajęty...itp.mówił, że zaręczyny wtedy kiedy będziemy mogli wyznaczyć termin na ślub...a on nie jest na to gotowy...bo nie mamy pieniędzy..teraz idziemy do pracy więc pieniądze będą...ale z drugiej strony jak nie będziemy odkładać na ten ślub to nigdy ich nie będzie..ale przecież to chyba On powinien zaproponować abyśmy odkładali na ślub a nie ja ;( ... Dziewczyny poradźcie mi ,...co ja mam zrobić ;(...tak bardzo chciałabym aby mi się oświadczył...ale nie chce go naciskać... Jak sprawdzić, czy on o tym myśli czy nie myśli , może jakoś w żartach...ech :(:(:( Czasami wieczorami ąż płaczę z tego powodu, jest mi tak smutno, że przez te dwa lata jesteśmy ciągle na tym samym etapie ;( a mamy 22-ja, 24-on lat. mysle, że twój TŻ chce zapewnic Ci wszystko co najlepsze :) teraz nie ma takiej mozliwości dlatego woli poczekać. ksz23 - 2008-10-01 23:04 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( ja mam 23 lata, mój tz 26. jestesmy razem 5 lat. i co? i nic. miałam taki okres w życiu, kiedy zaręczyny stały się moją obsesją. chciałam już teraz. nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego nie. zrzędziłam mojemu Tz i ryczałam po nocach. on raz mówił, że już niedługo, że chce tylko wymyśleć coś fajnego, nawet zaciągnął mnie do jubilera, żebym pokazała mu, jakie pierścionki mi się podobają. czekałam więc w napięciu i przekonaniu, że to już niedługo, ale nic się nie działo. więc znów zaczęłam go męczyć. wtedy pytał, gdzie mi się tak spieszy, że jeszcze jesteśmy młodzi etc. zaczęłam się strasznie zadręczać, wszystko analizować, szukać prawdopodobnych powodów. każda rozmowa na ten temat kończyła się kłótnią, bo ja wpadałam w histerię. ale po pewnych wydarzeniach udało mi się trochę do tego wszystkiego nabrać dystansu i pogadaliśmy wreszcie spokojnie. teraz już wiem, że to nie dlatego, że mnie nie kocha, że nie wie czy chce być ze mną, że boi się się ślubu. po prostu narazie nas nie stać. ja jeszcze studiuję, on pracuje, ale jednocześnie studiuje zaocznie, co też kosztuje. nie mamy własnego mieszkania i napewno nie dostaniemy go od rodziców. on w ogóle na swoich nie może liczyć, wesele też bedzie musiał organizować za własne pieniądze. nie mamy nic na start. a wiemy napewno, że opcja mieszkania z rodzicami w ogóle nie wchodzi w grę. teraz, kiedy już wiem o co chodzi, przestałam o tym non stop myśleć. cierpliwie czekam ;) chiante - 2008-10-02 12:21 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( Moi przyjaciele mieli podobny problem - brak pieniędzy na wesele. Więc wzięli ślub cywilny, urządzili skromną, ale przepiękną uroczystość. Zamieszkali razem w domu, u rodziców chłopaka. Podjęli się pracy, mimo iż oboje studiują i po ok. roku wzięli ślub kościelny oraz zrobili super weselicho. Co prawda nie na 100 osób, ale dokonali to, o czym marzyli i osiągnęli to razem. Także dla chcącego nic trudnego :) Jak ktoś jest komuś przeznaczony to prędzej czy później wszystko się ułoży, trzeba tylko chcieć i podjąć ten wysiłek. Najlepiej wspólnie :) lemoorka - 2008-10-02 16:07 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( Cytat: Napisane przez chiante (Wiadomość 9210667) Moi przyjaciele mieli podobny problem - brak pieniędzy na wesele. Więc wzięli ślub cywilny, urządzili skromną, ale przepiękną uroczystość. Zamieszkali razem w domu, u rodziców chłopaka. Podjęli się pracy, mimo iż oboje studiują i po ok. roku wzięli ślub kościelny oraz zrobili super weselicho. Co prawda nie na 100 osób, ale dokonali to, o czym marzyli i osiągnęli to razem. Także dla chcącego nic trudnego :) Jak ktoś jest komuś przeznaczony to prędzej czy później wszystko się ułoży, trzeba tylko chcieć i podjąć ten wysiłek. Najlepiej wspólnie :) Mnie zastanawia jedna- czy zawsze musi iść ślub kościelny w parze z weselem:rolleyes: I po co brać dwa śluby:rolleyes: Nie lepiej poczekać do tego jednego:o chiante - 2008-10-02 16:40 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( Szczerze mówiąc nie wiem, czemu tak jest. Zawsze spotykałam się z weselem, gdy para brała ślub kościelny, tudzież konkordatowy. Gdy brali cywilny - kończyło się bardzo skromnym przyjęciem w gronie najbliższej rodziny. Wiesz, moi znajomi bardzo chcieli wziąć ślub. Chłopak nalegał, dziewczyna jak to dziewczyna, zawsze marzyła o ślubie i również bardzo go pragnęła, a że nie mieli wyjścia i mogli wziąć tylko ślub w urzędzie... Tak się kochali, że nie chcieli czekać i nie chcieli by pieniądze im uniemożliwiły bycie ze sobą, jako mąż i żona ;) Paati89 - 2008-10-02 16:54 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( Na wszystkich ślubach jakich bywałam zawsze był i cywilny i kościelny razem... chilanes - 2008-10-02 18:49 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( a mnie ciekawi którą datę potem świętują? Cywilną? Koscielną? No bo tak głupio np cywilny brali 10.01.2007, a kościelny 10.07.2008, to którą datę zawarcia małżeństwa sie wtedy świętuje? chiante - 2008-10-02 19:25 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( Z tego, co wiem, to świętują obie :D ksz23 - 2008-10-02 19:42 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( my nie wyobrażamy sobie mieszkania z rodzicami, ani z moimi ani z mojego Tż, o czym już pisałam. wolę wziąć ślub nawet 2 lata później niż bym chciała, ale od razu iść na swoje. nie pozwolę, by ktoś mieszał między nami. a oboje znamy swoich rodziców. wesele to mniejszy problem, jeśli chodzi o finanse. ale to gniazdko ... eh. arnama - 2008-10-02 22:11 Moi znajomi zaręczyli się, planują ślub, mają mieszkanie, ale oboje nie mają pracy... i Gdzie tu logika? Ja też czekam i czekam :) Jesteśmy razem 4 lata i chcemy być nadal. Pomimo, że jeszcze młodzi (bardzo) jesteśmy, to chcemy się pobrać. Problemem jest m. in. praca. Oboje musimy zmienić. Bo jak to tak, pobierać się a potem nie utrzymać? Ślub=założenie rodziny- własnej, więc sami musimy robić na siebie. Dla mnie najważniejsza jest praca, bo z lokum to zawsze się coś wymyśli. Kredyt, wynajem, ostatecznie moglibyśmy mieszkać też z rodzicami- moimi, nie jego, bo z Teściową moją kochaną ciężko byłoby się dogadać :-p (obie lubimy "postawić na swoim", a ja nie chcę stracić z nią takiego kontaktu jaki mam teraz). Ja jak na razie czekam na tę magiczną chwilę, od czasu do czasu rzucę jakieś hasło o zaręczynach. Oboje rozmawiamy o tym, jak chcielibyśmy, żeby się ułożyło i wierzę że na przeszkodzie stoi tylko ta mało płatna praca. Dlatego szukamy czegoś odpowiedniejszego i zobaczę co wtedy :D Wierzę, ze Mój luby nie spanikuje ;) Wiem że ciężko jest się uzbroić w cierpliwość, zwłaszcza jeśli wiesz że i tak zawsze będziecie razem. No wiadomo, zawsze może zdarzyć się coś.... bo niczego nie możemy być pewni na 100% ale wiecie o co mi chodzi ;) A co do dwóch ślubów: moi znajomi świętują dwie daty, ale dla mnie to jest śmieszne. lepiej wziąć ślub raz a porządnie, na całe życie, niż "rozmieniać te chwilę na drobne", choć wiadomo, każdy robi, jak chce :) zara_84 - 2008-10-07 11:42 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( Saga86: Ja bylam z moim (byłym już) narzeczonym przez 2,5 roku zanim mi sie oświadczył. Wcześniej rozmawialiśmy na ten temat, ale tak bez konkretów, po prostu wiedzielismy że jeśli wszystko będzie między nami ok, to w końcu się zaręczymy. W lutym 2006 przechodziliśmy poważny kryzys, który prawie zakończył się rozstaniem. Jakoś go jednak pokonaliśmy i zaczęło być tak dobrze jak na początku.. W lipcu tego samego roku się oświadczył, ślubu nie planowaliśmy w najbliższej przyszłości, chciałam się "nacieszyć" tym stanem narzeczeńskim i tak dalej, poza tym byłam wtedy na 3cim roku studiów i stwierdziliśmy że najlepiej poczekać aż je skończę. Ślub ostatecznie zaplanowaliśmy na lipiec tego roku, a ostatecznie wyszło tak, że w lutym się rozstaliśmy.. miałam strasznie dużo wątpliwości, i raczej nie w stylu takim jak podobno mają wszystkie panny młode. Po prostu przez kilka miesięcy męczyłam się ze swoimi uczuciami, zaczął się kolejny kryzys, taki jak wtedy wcześniej, kłotnie o wszystko, godzenie się dla świętego spokoju a nie dla rzeczywistej potrzeby serducha, miotałam się, nie chciałam się posunąc za daleko i zrywać a jednocześnie miałam świadomość że to ostatni dzwonek na taką decyzję bo przecież już sporo rzeczy poplanowaliśmy, bałam się że to tylko takie moje "fochy" przedślubne, że później będę żałować.. Szczerze mówiąc, nie załowałam nawet przez chwilę. Spokojne rozmowy już po zerwaniu doprowadziły do konkluzji, były stwierdził, że właściwie to lepiej się stało, że zdecydowałam się na to przed ślubem niż po. No i ostatecznie skończyło się w taki sposób, że poznałam Kogoś z kim jest mi niewyobrażalnie dobrze, pasujemy do siebie idealnie, kiedy porównuję to z poprzednim związkiem- szkoda słów... Saga- głowa do góry, co ma być to będzie. Nie ma co na siłę przyspieszać zaręczyn, jesteś przecież bardzo młoda, jeszcze masz czas na to żeby sie upewnić czy to jest naprawdę ten właściwy facet. Skoro rozmawialiście o tym i mówi że chce się z Tobą ożenić to dobrze, ważne że wiesz, że to nie ten typ który nie uznaje ślubu jako takiego w ogóle:) A skoro nie macie oboje pracy, to przyjęłabym wersję, że jest na tyle odpowiedzialny że nie będzie się oświadczał, nie mogąc zapewnić Ci później utrzymania. No bo z czego macie żyć po ślubie? Poza tym pierścionek też trzeba za coś kupić :) pozdrawiam chiante - 2008-10-08 12:25 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( Cytat: Napisane przez zara_84 (Wiadomość 9264462) Saga86: Ja bylam z moim (byłym już) narzeczonym przez 2,5 roku zanim mi sie oświadczył. Wcześniej rozmawialiśmy na ten temat, ale tak bez konkretów, po prostu wiedzielismy że jeśli wszystko będzie między nami ok, to w końcu się zaręczymy. W lutym 2006 przechodziliśmy poważny kryzys, który prawie zakończył się rozstaniem. Jakoś go jednak pokonaliśmy i zaczęło być tak dobrze jak na początku.. W lipcu tego samego roku się oświadczył, ślubu nie planowaliśmy w najbliższej przyszłości, chciałam się "nacieszyć" tym stanem narzeczeńskim i tak dalej, poza tym byłam wtedy na 3cim roku studiów i stwierdziliśmy że najlepiej poczekać aż je skończę. Ślub ostatecznie zaplanowaliśmy na lipiec tego roku, a ostatecznie wyszło tak, że w lutym się rozstaliśmy.. miałam strasznie dużo wątpliwości, i raczej nie w stylu takim jak podobno mają wszystkie panny młode. Po prostu przez kilka miesięcy męczyłam się ze swoimi uczuciami, zaczął się kolejny kryzys, taki jak wtedy wcześniej, kłotnie o wszystko, godzenie się dla świętego spokoju a nie dla rzeczywistej potrzeby serducha, miotałam się, nie chciałam się posunąc za daleko i zrywać a jednocześnie miałam świadomość że to ostatni dzwonek na taką decyzję bo przecież już sporo rzeczy poplanowaliśmy, bałam się że to tylko takie moje "fochy" przedślubne, że później będę żałować.. Szczerze mówiąc, nie załowałam nawet przez chwilę. Spokojne rozmowy już po zerwaniu doprowadziły do konkluzji, były stwierdził, że właściwie to lepiej się stało, że zdecydowałam się na to przed ślubem niż po. No i ostatecznie skończyło się w taki sposób, że poznałam Kogoś z kim jest mi niewyobrażalnie dobrze, pasujemy do siebie idealnie, kiedy porównuję to z poprzednim związkiem- szkoda słów... Saga- głowa do góry, co ma być to będzie. Nie ma co na siłę przyspieszać zaręczyn, jesteś przecież bardzo młoda, jeszcze masz czas na to żeby sie upewnić czy to jest naprawdę ten właściwy facet. Skoro rozmawialiście o tym i mówi że chce się z Tobą ożenić to dobrze, ważne że wiesz, że to nie ten typ który nie uznaje ślubu jako takiego w ogóle:) A skoro nie macie oboje pracy, to przyjęłabym wersję, że jest na tyle odpowiedzialny że nie będzie się oświadczał, nie mogąc zapewnić Ci później utrzymania. No bo z czego macie żyć po ślubie? Poza tym pierścionek też trzeba za coś kupić :) pozdrawiam Bardzo mądra z Ciebie kobieta :-) Podziwiam i cieszę się, że jest tu ktoś taki ;) :cmok: Nika1980 - 2008-10-08 20:21 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( Cytat: Napisane przez chiante (Wiadomość 9178609) Dziewczyny, staż związku nie ma nic do rzeczy! Znam wiele par, które przed ślubem były ze sobą lata, pobrali się i rozwiedli jeszcze szybciej. Znam i takie pary, które pobrały się po kilku miesiącach! Pobrały, nie zaręczyły i obchodzą już kolejną rocznicę ślubu i zgodnie twierdzą, że z każdym dniem kochają się coraz bardziej. Znam też i takie osobliwości, którzy są ze sobą po 5, nawet 10 lat i owszem, dziewczyny chcą wyjść za mąż, marzą o ślubie, ich mężczyźni im przytakują, ale nie robią nic. To przykre... Ostatnio zapytałam się mojego TŻ jak to jest, dlaczego do tej pory ci faceci się nie oświadczyli. Odpowiedział mi prosto z mostu: albo nie chcą - bo tak jest im łatwiej i przyjemniej, mogą odejść kiedy im się podoba bez zbędnych cerygieli, albo się boją. Odpowiedzialności, tego, że to na całe życie itp. Najlepszym wyjściem jest szczera rozmowa z drugą osobą :-) A tak nawiasem mówiąc to coś mi się zdaje, że mój Miły planuje COŚ na moje urodziny :D Chiante, bardzo spodobały mi się Twoje słowa. Tak bardzo, że aż postanowiłam je skomentować :) Mam podobne zdanie- staż związku o niczym nie świadczy. Nie ma określonej i jednej liczby lat, która daje pewność, że się kogoś kocha... Z moim pierwszym w życiu chłopakiem byłam 9 lat! Oświadczył się...hmmm chyba po 7... byłam młoda i głupia i bardzo na to czekałam, szczególnie , że on odwlekał i odwlekał. Potem odwlekał ustalecie daty ślubu albo wogóle ustalenie czegokolwiek.Ciągłe powtarzanie : nie mamy pieniędzy bla bla, choć wiedział że bardzo bardzo nie chciałam wielkiego wystawnego slubu i wesela. Nie zrozumcie mnie źle dziewczyny, nie mówię, że to źle gdy chłopak myśli o pieniądzach- odpowiedzialność w tej kwestii jest jak najbardziej godna pochwały.Chyba, że jest po prostu wymówką by nie podjąć ostatecznej decyzji... Długa historia ale w końcu się rozstaliśmy. Dziś jestem mężatką. Mój kochany oświadczył się po roku współnego bycia razem. Nie musiałam go do niczego namawiać, przypominać...Po prostu wyczuł chyba moment, sam wybrał pierścionek ( sama bym piękniejszego i bardziej odpowiedniego dla siebie nie wybrała). Urządziliśmy malutkie przyjęcie weselne, bardzo wzruszające i piękne, najpiękniejszy dzień w naszym dotychczasowym życiu- oboje właśnie czegoś takiego pragneliśmy... A to co chcę przekazać..."Kochać to nie znaczy patrzeć na siebie nawzajem, lecz patrzeć razem w tym samym kierunku" ( Antoine de Saint Exupery)- co jak dla mnie znaczy tyle: cudownie jest spotkać osobę, z którą można dzielić pragnienia i marzenia, która myśli i odczuwa podobnie jak my, bo nie trzeba się wtedy przepychać, popychać, namawiać, nie ma rozczarowań- jest wspólne dążenie do spełnienia. A przy okazji dodam, że chyba to jest właśnie najważniejsze w związku- to patrzenie w tym samym kierunku.Z moim mężem różnimy się pod wieloma względami ( wiek, kultura, język,religia), ale dzięki temu "patrzeniu w jednym kierunku" te różnice działają jak puzzle : dwa pozornie inne kawałki, innego kztałtu i koloru, mogą połączone tworzyć całkiem ładny obrazek. Boże, ale sentymentalna sie robię... tak mnie dziś wzięło na przemyslenia... chiante - 2008-10-09 09:13 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( Nika1980: cieszę się, że ktoś podziela moje zdanie, dziękuję :cmok: Bardzo ciekawą historię opisałaś, a podsumowanie po prostu mnie rozłożyło na łopatki. Masz całkowitą rację, w zupełności się z Tobą zgadzam. A teraz takie niedyskretne pytanie: czyżby Twój małżonek był obcokrajowcem? :D Pozdrawiam ciepło i dużo szczęścia Wam życzę. I potomstwa :p: :D Nika1980 - 2008-10-09 09:44 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( Cytat: Napisane przez chiante (Wiadomość 9285272) Nika1980: cieszę się, że ktoś podziela moje zdanie, dziękuję :cmok: Bardzo ciekawą historię opisałaś, a podsumowanie po prostu mnie rozłożyło na łopatki. Masz całkowitą rację, w zupełności się z Tobą zgadzam. A teraz takie niedyskretne pytanie: czyżby Twój małżonek był obcokrajowcem? :D Pozdrawiam ciepło i dużo szczęścia Wam życzę. I potomstwa :p: :D Chiante, bardzo dziękuję :) Tak, mój mąż jest Holendrem. Gdyby mnie ktoś parę lat temu zapytał czy brałabym pod uwagę ślub z obcokrajowcem, to pewnie obstawiłabym różne narodowości, ale z całą pewnością nie Holendra...ale nikt z nas nie wie co mu pisane... Pozdrawiam! gold-fish - 2008-10-09 10:04 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( Cytat: Napisane przez ksz23 (Wiadomość 9207899) ja mam 23 lata, mój tz 26. jestesmy razem 5 lat. i co? i nic. miałam taki okres w życiu, kiedy zaręczyny stały się moją obsesją. chciałam już teraz. nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego nie. zrzędziłam mojemu Tz i ryczałam po nocach. on raz mówił, że już niedługo, że chce tylko wymyśleć coś fajnego, nawet zaciągnął mnie do jubilera, żebym pokazała mu, jakie pierścionki mi się podobają. czekałam więc w napięciu i przekonaniu, że to już niedługo, ale nic się nie działo. więc znów zaczęłam go męczyć. wtedy pytał, gdzie mi się tak spieszy, że jeszcze jesteśmy młodzi etc. zaczęłam się strasznie zadręczać, wszystko analizować, szukać prawdopodobnych powodów. każda rozmowa na ten temat kończyła się kłótnią, bo ja wpadałam w histerię. ale po pewnych wydarzeniach udało mi się trochę do tego wszystkiego nabrać dystansu i pogadaliśmy wreszcie spokojnie. teraz już wiem, że to nie dlatego, że mnie nie kocha, że nie wie czy chce być ze mną, że boi się się ślubu. po prostu narazie nas nie stać. ja jeszcze studiuję, on pracuje, ale jednocześnie studiuje zaocznie, co też kosztuje. nie mamy własnego mieszkania i napewno nie dostaniemy go od rodziców. on w ogóle na swoich nie może liczyć, wesele też bedzie musiał organizować za własne pieniądze. nie mamy nic na start. a wiemy napewno, że opcja mieszkania z rodzicami w ogóle nie wchodzi w grę. teraz, kiedy już wiem o co chodzi, przestałam o tym non stop myśleć. cierpliwie czekam ;) Będę trochę brutalna w tym co teraz napiszę. Jesteś kolejną dziewczyną, która z miłości uwierzyła w te deklaracje i której TŻ bardzo skutecznie wbił do głowy ,,problemy finansowe" :cool: To jest totalna bzdura, to-tal-na! Napisałaś ,,teraz już wiem..." Taaa, jasne:cool: Pierścionek to nie jest wydatek większy niż para butów, fajne spodnie, sprzęt muzyczny i moge tak wymieniać w nieskończoność. Zaręczyć się a wziąć ślub to dwie rózne sprawy. Można się zaręczyć i razem się starać coś odłozyć, powoli planować. No chyba, ze Ci chodzi o ślub i stad te Twoje histerie... Moim zdaniem za bardzo kochasz tego TŻ... za bardzo i za bardzo wierzysz że kiedyś znajdą się pieniądze i wtedy on pobiegnie do jubilera, ale raczej tak nie będzie. Moze się mylę i wkrótce się pochwalisz pierścionkiem, oby :rolleyes: Cytat: Napisane przez Nika1980 (Wiadomość 9282461) Chiante, bardzo spodobały mi się Twoje słowa. Tak bardzo, że aż postanowiłam je skomentować :) Mam podobne zdanie- staż związku o niczym nie świadczy. Nie ma określonej i jednej liczby lat, która daje pewność, że się kogoś kocha... Z moim pierwszym w życiu chłopakiem byłam 9 lat! Oświadczył się...hmmm chyba po 7... byłam młoda i głupia i bardzo na to czekałam, szczególnie , że on odwlekał i odwlekał. Potem odwlekał ustalecie daty ślubu albo wogóle ustalenie czegokolwiek.Ciągłe powtarzanie : nie mamy pieniędzy bla bla, choć wiedział że bardzo bardzo nie chciałam wielkiego wystawnego slubu i wesela. Nie zrozumcie mnie źle dziewczyny, nie mówię, że to źle gdy chłopak myśli o pieniądzach- odpowiedzialność w tej kwestii jest jak najbardziej godna pochwały.Chyba, że jest po prostu wymówką by nie podjąć ostatecznej decyzji... Długa historia ale w końcu się rozstaliśmy. Dziś jestem mężatką. Mój kochany oświadczył się po roku współnego bycia razem. Nie musiałam go do niczego namawiać, przypominać...Po prostu wyczuł chyba moment, sam wybrał pierścionek ( sama bym piękniejszego i bardziej odpowiedniego dla siebie nie wybrała). Urządziliśmy malutkie przyjęcie weselne, bardzo wzruszające i piękne, najpiękniejszy dzień w naszym dotychczasowym życiu- oboje właśnie czegoś takiego pragneliśmy... A to co chcę przekazać..."Kochać to nie znaczy patrzeć na siebie nawzajem, lecz patrzeć razem w tym samym kierunku" ( Antoine de Saint Exupery)- co jak dla mnie znaczy tyle: cudownie jest spotkać osobę, z którą można dzielić pragnienia i marzenia, która myśli i odczuwa podobnie jak my, bo nie trzeba się wtedy przepychać, popychać, namawiać, nie ma rozczarowań- jest wspólne dążenie do spełnienia. A przy okazji dodam, że chyba to jest właśnie najważniejsze w związku- to patrzenie w tym samym kierunku.Z moim mężem różnimy się pod wieloma względami ( wiek, kultura, język,religia), ale dzięki temu "patrzeniu w jednym kierunku" te różnice działają jak puzzle : dwa pozornie inne kawałki, innego kztałtu i koloru, mogą połączone tworzyć całkiem ładny obrazek. Boże, ale sentymentalna sie robię... tak mnie dziś wzięło na przemyslenia... Fajnie że to napisałaś. Potwierdzasz moją tezę- ,,byłam młoda i głupia i bardzo na to czekałam". No własnie. :-p Mam pytanko- ile masz lat:-p? Co zaważyło na Twojej decyzji, że odeszłaś od ex-narzeczonego? vretka - 2008-10-09 11:09 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( Cytat: Napisane przez gold-fish (Wiadomość 9285736) Zaręczyć się a wziąć ślub to dwie rózne sprawy. Można się zaręczyć i razem się starać coś odłozyć, powoli planować. No chyba, ze Ci chodzi o ślub i stad te Twoje histerie... Moim zdaniem za bardzo kochasz tego TŻ... za bardzo i za bardzo wierzysz że kiedyś znajdą się pieniądze i wtedy on pobiegnie do jubilera, ale raczej tak nie będzie. Moze się mylę i wkrótce się pochwalisz pierścionkiem, oby :rolleyes: Niby różne, ale nie da się ukryć, że raczej ściśle ze sobą powiązane ;) Jedni wolą się zaręczać, kiedy już mają pewność, że w niedługim czasie rzeczywiście będą mogli zacząć planować ślub, inny zaręczają się z wielkiej miłości a potem tak się bujają jako narzeczeństwo przez 5 jak i nie więcej lat. Czy jeśli ktoś wychodzi z założenia, że zaręczyny są już tym poważnym krokiem, po zrobieniu którego dobrze byłoby zacząć planować ślub na poważnie i nie chce rzucać słów na wiatr, robi tę drugą osobę w balona? :rolleyes: Nika1980 - 2008-10-09 11:45 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( Cytat: Napisane przez gold-fish (Wiadomość 9285736) Fajnie że to napisałaś. Potwierdzasz moją tezę- ,,byłam młoda i głupia i bardzo na to czekałam". No własnie. :-p Mam pytanko- ile masz lat:-p? Co zaważyło na Twojej decyzji, że odeszłaś od ex-narzeczonego? Gold-fish , już Ci odpisuję :) Mam obecnie 28 lat i dwa miesiące. Pewnie nigdy nie zostawiłabym mojego "pierwszego narzeczonego" , ale... poznałam kogoś i... dość szybko ta znajomość przerodziła się w fascynację a potem miłość. Co do pytań z wiadmości którą mi wysłałaś na skrzynkę... Bałam się strasznie...jak się jest z kimś tyle lat ( w moim przypadku 9 ) to człowiek po rozstaniu czuje się jakby pół ciała mu wyrwano. Mój obecny mąż jest Holendrem. Dlatego bardzo szybko zdecydowałam się na wyjazd do Holandii, myśląc że jak zacznę coś nowego nie rozdrapując starych ran to będzie łatwiej...nie było. po miesiącu wróciłam do Polski do niego-pierwszego narzeczonego. Już w autokarze wiedziałam że popełniam błąd, płakałam jak bóbr. Kiedy się kogoś kochało rozstanie jest okropnie trudne- nawet jeśli Twoje serce już należy do kogoś innego czujesz się porozrywana i pokaleczona.Długo dochodziłam do siebie. Oszukiwałam się dwa tygodnie, że te 9 lat nie można tak po prostu wyrzucić , że trzeba związek odbudować...głupstwo- nie staż związku się liczy, ale to czy ludzie..właśnie czy patrzą w tym samym kierunku. Wyjechałam do przyjaciółki a stamtąd znów do Holandii..Mój obecny mąż to cudowny facet, tak delikatny, rozważny, czuły, rozumiejący...przebrnął ze mną przez depresję rozstania, był przyjacielem i to on podniósł mnie i nauczył jak pogodzić się z przeszłością, z poczuciem winy (to ja odeszłam, to rozwaliłam nasz związek) z poczuciem rozgoryczenia i upokorzenia ( to jednak tak się czułam gdy on po roku od zaręczyn nadal nie powiedział o nich mamie) Czasem trzeba zaryzykować, rzucić się na głęboką wodę, iść za głosem serca...Ja bardzo bałam się opinii i krytki przyjaciół po rozstaniu ( traktowali nas jak stare dobre małżeństwo) Ale wiesz co? Powiedzieli: i dobrze, na co tak długo czekałaś? Dziś jestem bardzo szczęśliwa. W dniu mojego ślubu przepełniała mnie nareszcie ta pewność, że podjęłam słuszne decyzję, że to co bolesne to czasem lekcja, którą musimy przejść... Zapytałam kiedyś mojego męża, czy mi wybaczył, że wtedy tak po prostu wymknęłam się z domu i wyjechałam, ale powiedział mi , że rozumiał, że musiałam to zrobić bo inaczej nigdy nie byłabym pewna, czy postąpiłam słusznie wybierając jego. Strasznie zamotana ta historia, wiem. Ciekawe czy zrozumiałaś :) ciągle jeszcze przemawiają przeze mnie emocje. życzę Ci słusznych decyzji, ale...szukaj odpowiedzi na swoje pytania w swoim własnym sercu. naprawdę. czasem te wszystkie głosy rady z zewnątrz przysłaniają Ci prawdę, nie myśl o tym, co pomyślą, powiedzą ludzie. To ty musisz przeżyć swoje życie tak, by niczego nie żałować. Ja nie żałuję niczego, wiem, że to było mi potrzebne, aby dojrzeć, odnaleźć siebie. Jestem taka jaka jestem dzięki temu co przyniosło mi życie. Taką kocha mnie mój mąż. gold-fish - 2008-10-09 13:25 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( Cytat: Napisane przez vretka (Wiadomość 9286269) Niby różne, ale nie da się ukryć, że raczej ściśle ze sobą powiązane ;) Jedni wolą się zaręczać, kiedy już mają pewność, że w niedługim czasie rzeczywiście będą mogli zacząć planować ślub, inny zaręczają się z wielkiej miłości a potem tak się bujają jako narzeczeństwo przez 5 jak i nie więcej lat. Czy jeśli ktoś wychodzi z założenia, że zaręczyny są już tym poważnym krokiem, po zrobieniu którego dobrze byłoby zacząć planować ślub na poważnie i nie chce rzucać słów na wiatr, robi tę drugą osobę w balona? :rolleyes: Mój TŻ ma własnie takie podejście. czekam na koniec studiów, na pracę, żeby uzbierać na pierścionek. Uwierzyłam i akurat on dotrzymał słowa. Jednak wiem, ze zrobił to trochę po przymusem, pod presją czasu. Mówił ze chce ale własnie ta niewiadoma przyszłosć go hamowała, ta odpowiedzialność po zaręczynach. Ale odpowiadając na pytanie o ,,balona"... Wiadomo, ze jezeli ktoś mysli poważnie to nie robi w balona:rolleyes: tylko moim zdaniem faceci często mydlą oczy wizjami, ze za rok... za dwa... Cytat: Napisane przez Nika1980 (Wiadomość 9286530) Gold-fish , już Ci odpisuję :) Mam obecnie 28 lat i dwa miesiące. Pewnie nigdy nie zostawiłabym mojego "pierwszego narzeczonego" , ale... poznałam kogoś i... dość szybko ta znajomość przerodziła się w fascynację a potem miłość. Co do pytań z wiadmości którą mi wysłałaś na skrzynkę... Bałam się strasznie...jak się jest z kimś tyle lat ( w moim przypadku 9 ) to człowiek po rozstaniu czuje się jakby pół ciała mu wyrwano. Mój obecny mąż jest Holendrem. Dlatego bardzo szybko zdecydowałam się na wyjazd do Holandii, myśląc że jak zacznę coś nowego nie rozdrapując starych ran to będzie łatwiej...nie było. po miesiącu wróciłam do Polski do niego-pierwszego narzeczonego. Już w autokarze wiedziałam że popełniam błąd, płakałam jak bóbr. Kiedy się kogoś kochało rozstanie jest okropnie trudne- nawet jeśli Twoje serce już należy do kogoś innego czujesz się porozrywana i pokaleczona.Długo dochodziłam do siebie. Oszukiwałam się dwa tygodnie, że te 9 lat nie można tak po prostu wyrzucić , że trzeba związek odbudować...głupstwo- nie staż związku się liczy, ale to czy ludzie..właśnie czy patrzą w tym samym kierunku. Wyjechałam do przyjaciółki a stamtąd znów do Holandii..Mój obecny mąż to cudowny facet, tak delikatny, rozważny, czuły, rozumiejący...przebrnął ze mną przez depresję rozstania, był przyjacielem i to on podniósł mnie i nauczył jak pogodzić się z przeszłością, z poczuciem winy (to ja odeszłam, to rozwaliłam nasz związek) z poczuciem rozgoryczenia i upokorzenia ( to jednak tak się czułam gdy on po roku od zaręczyn nadal nie powiedział o nich mamie) Czasem trzeba zaryzykować, rzucić się na głęboką wodę, iść za głosem serca...Ja bardzo bałam się opinii i krytki przyjaciół po rozstaniu ( traktowali nas jak stare dobre małżeństwo) Ale wiesz co? Powiedzieli: i dobrze, na co tak długo czekałaś? Dziś jestem bardzo szczęśliwa. W dniu mojego ślubu przepełniała mnie nareszcie ta pewność, że podjęłam słuszne decyzję, że to co bolesne to czasem lekcja, którą musimy przejść... Zapytałam kiedyś mojego męża, czy mi wybaczył, że wtedy tak po prostu wymknęłam się z domu i wyjechałam, ale powiedział mi , że rozumiał, że musiałam to zrobić bo inaczej nigdy nie byłabym pewna, czy postąpiłam słusznie wybierając jego. Strasznie zamotana ta historia, wiem. Ciekawe czy zrozumiałaś :) ciągle jeszcze przemawiają przeze mnie emocje. życzę Ci słusznych decyzji, ale...szukaj odpowiedzi na swoje pytania w swoim własnym sercu. naprawdę. czasem te wszystkie głosy rady z zewnątrz przysłaniają Ci prawdę, nie myśl o tym, co pomyślą, powiedzą ludzie. To ty musisz przeżyć swoje życie tak, by niczego nie żałować. Ja nie żałuję niczego, wiem, że to było mi potrzebne, aby dojrzeć, odnaleźć siebie. Jestem taka jaka jestem dzięki temu co przyniosło mi życie. Taką kocha mnie mój mąż. Niko :-p dzięki za życzenia ;) napiszę do Ciebie prywatnie :-p ilonkaczapela - 2008-10-09 14:38 Dot.: Kiedy te zaręczyny...ile jescze mam czekać :(( Cytat: Napisane przez gold-fish (Wiadomość 9285736) Będę trochę brutalna w tym co teraz napiszę. Jesteś kolejną dziewczyną, która z miłości uwierzyła w te deklaracje i której TŻ bardzo skutecznie wbił do głowy ,,problemy finansowe" :cool: To jest totalna bzdura, to-tal-na! Napisałaś ,,teraz już wiem..." Taaa, jasne:cool: Pierścionek to nie jest wydatek większy niż para butów, fajne spodnie, sprzęt muzyczny i moge tak wymieniać w nieskończoność. Zaręczyć się a wziąć ślub to dwie rózne sprawy. Można się zaręczyć i razem się starać coś odłozyć, powoli planować. No chyba, ze Ci chodzi o ślub i stad te Twoje histerie... Moim zdaniem za bardzo kochasz tego TŻ... za bardzo i za bardzo wierzysz że kiedyś znajdą się pieniądze i wtedy on pobiegnie do jubilera, ale raczej tak nie będzie. Moze się mylę i wkrótce się pochwalisz pierścionkiem, oby :rolleyes: Tu się z Tobą nie zgodzę zupełnie. Nie każdy tak ma a pieniądze nie są potrzebne ludziom na pierścionek i wesele tylko. Chodzi tu o całe życie. Ja jestem zdania, że jeśli się jest już małżeństwem to nie można być utrzymywanym przez rodziców. A u nas ciągle tak jest w pewnym stopniu. Mój chłopak założył niedawno firmę i zaczyna się z nią rozwijać. Z tego mamy trochę pieniędzy, ale na studia (jego zaoczne, moje jedne i drugie) i na wynajem mieszkania w Wawie ciągle dają nam rodzice. I nie byłoby możliwości, żebyśmy zapłacili za to wszystko teraz sami. Więc ślub zaplanujemy wtedy, kiedy będziemy wiedzieli, że już staniemy na zupełnie własnych nogach. A zaręczyny, kiedy będziemy wiedzieli, że możemy planować ślub:) Problemy finansowe nie są więc totalną bzdurą jak to nazwałaś. A, że niektórzy używają ich za wymówkę, to nie zmienia faktu, że gro innych, uważa to za prawdziwy problem i chce zacząć wspólne życie w spokoju a nie długach, czy na garnuszku u rodziców. Strona 4 z 91 • Wyszukano 4015 postów • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18, 19, 20, 21, 22, 23, 24, 25, 26, 27, 28, 29, 30, 31, 32, 33, 34, 35, 36, 37, 38, 39, 40, 41, 42, 43, 44, 45, 46, 47, 48, 49, 50, 51, 52, 53, 54, 55, 56, 57, 58, 59, 60, 61, 62, 63, 64, 65, 66, 67, 68, 69, 70, 71, 72, 73, 74, 75, 76, 77, 78, 79, 80, 81, 82, 83, 84, 85, 86, 87, 88, 89, 90, 91 |
Moja szafa XS-M nowe i używane
Ciuszki i nie tylko cz.II :) zapraszam
Palety z ebay , zamówienia
' czekoladowa szafa' h&m. bershka. pull&bear. pimke. i inne. ! !
Zanik okresu.
Szafa i toaletka BANDIT QUEEN (Dior, Clinique, H&M, Ravel, Zara, Cubus, Morgan)
Revlon colorstay
Finał czy też never ending story:) Mamusie marcowo-kwietniowe 2009 IV
Grecja-Almatur-obozy
Moje pierwsze wypociny
|
Free website template provided by freeweblooks.com |